piątek, 30 stycznia 2015

Rozdział 1

-Niedługo wracam - krzyknęłam do mamy zza drzwi
-Ok, uważaj na siebie - nic już nie odpowiedziałam tylko wybiegłam z domu, musiałam podjechać do sklepu, lodówka już dawała znaki ostrzegawcze. Mieszkam dość  daleko od miasta, więc od razu zrobiłam sobie prawo jazdy aby być szybciej w szkole, lepsze to niż czekanie na autobus, który i tak ma zawsze spóźnienie .
Do sklepu miałam niecałe 8 km. Kiedy znalazłam się na miejscu od razu wyszłam z auta i poszłam do sklepu, kupiłam najpotrzebniejsze rzeczy, myślę, że nie zeszło mi dłużej niż 30 minut, było tego sporo ale dałam sobie rade. Weszłam do auta, zapięłam pasy i wyjechałam z parkingu . Było dość ciemno na dworze, dochodziła 20:00. Może to dziwne ale jakoś lubię gdy jest ciemno, jest bardziej mrocznie, nie wiem dlaczego to tak bardzo mnie podnieca ale odkąd pamiętam zawsze w nocy wychodziłam na pole i szłam do najbliższego lasu, wychodziłam na drzewo, a tam siedziałam i patrzyłam w gwiazdy. Tak teraz pewnie myślicie, że to głupie, że równie dobrze mogłabym przecież stanąć w oknie i byłoby to samo, a jednak mnie bardziej kręciła mnie taka adrenalina.Co to za fascynacja, że wyciągnę sobie głowę przez okno? Jak dla mnie żadna. Podjeżdżałam pod dom gdy nagle zobaczyłam coś co zmroziło mi krew w żyłach, a serce na chwile przestało dawać ten sam rytm co zawsze. Z domu unosił się dym, a potem było coraz gorzej. Widziałam jak cały płonie, pierwsze co robiłam to dzwoniłam do mamy, niestety bez skutku, zadzwoniłam więc po pomoc. Nie chciałam dopuszczać do siebie żadnej myśli. Nie chciałam dopuszczać. Czułam, że to nie dzieje się na prawdę, nie było mnie niecałą godzinę, dlaczego nie stało to się w mojej obecności ? Czy mogę się o coś obwiniać ? Co będzie ze mną? Tyle pytań, a zero odpowiedzi... z resztą czego się mogłam spodziewać .
-Pani Cassie ?
-T-tak - spojrzałam w górę na dość starszego pana w mundurze
-Znaleźliśmy ciało - wstrzymałam oddech - należy ono do pani matki - koniec. Nie wytrzymałam. Moje łzy puściły się na dobre.
-Co teraz będzie? -próbując w miarę się uspokajać, zapytałam.
-Ma pani rodzinę?
-Owszem, babcię
-Więc proponowałbym aby się pani do niej wprowadziła, bo ten dom już raczej nie nadaje się do mieszkania.
-Rozumiem .- nie czekając dłużej pomyślałam, że babcia musi dowiedzieć się jak najszybciej. Cała roztrzęsiona włożyłam rękę do kieszeni w celu wyciągnięcia telefonu i wybrałam babci numer. Jeden, dwa, trzy sygnały, aż w końcu odezwał się głos który tak bardzo chciałam usłyszeć, bardziej wolałabym gdyby była tutaj ale tak też jest dobrze.
-Coś się stało, że tak późno dzwonisz
-Mama nie żyje..
-C-co ? - słyszałam w jej głosie przerażenie ale i niedowierzenie .
-Czy mogę do ciebie przyjechać ?
-Ależ oczywiście skąd to pytanie, nie możesz tam być i się zadręczać . Kiedy będziesz ?
-Jutro . Wyjeżdżam już teraz o 6:00 powinnam być .
-Czekam skarbie - wiem, że do babci nie doszła jeszcze ta wiadomość, w końcu osoba do której jesteśmy przyzwyczajeni odchodzi, nie możemy tak łatwo pogodzić się ze śmiercią. To na prawdę ciężka sytuacja, ciesze się, że coś mi pozostało z tego spalonego domu, mnóstwo wspomnień .


Wyjechałam koło 22:00, a przyjechałam niedawno, jestem zmęczona. Kiedy babcia otworzyła mi drzwi od razu mnie do siebie przytuliła przez co znów popłakałam się jak mała dziewczynka, nie chciałam tego. Miałam być silna, przynajmniej tak sobie mówiłam, co jak widać się nie udało.
-Zjesz cos? - Przetarła mi łzy kciukiem.
-Nie dziękuje, chyba pójdę spać
-Rozumiem cię, sama chyba też pójdę się zdrzemnąć bo mam wszystkiego po uszy .-Pożegnałam babcie wzięłam swoje torby (nie były one duże gdyż nic tam nie miałam, wszystko spłonęło dobra wiadomość to taka, że miałam przy sobie kartę kredytową, po za tym straży nie udało się wydobyć wszystkiego.) . Tak więc rozłożyłam się na łóżku i zaraz gdy zamknęłam odpłynęłam do swojej ulubionej krainy .

Na następny dzień była dość nieciekawa atmosfera, ani babcia ani ja nie chciałyśmy mówić o tym co się wydarzyło bo skończyłoby się na potoku łez, a nienawidziłam płakać.
-Czasem po prostu trzeba - usłyszałam cichy głos babci 
-Co trzeba ? - zapytałam 
-Wypłakać się, to czasem pomaga i jest lepsze od myśli, że nic się nie wydarzyło . Ale ja wiem.. ty jesteś jak swoja matka wolisz udawać, że nic nie miało miejsca i szybko zapomnieć . 
-Czy ona tak zrobiła z moim ojcem ? 
-Tak. Ale to bez znaczenia . Chcesz coś jeść ? Bo zaraz musimy wyjechać, bo nie zdążymy na pogrzeb, szkoda, że tak daleko mieszkasz, tyle drogi przed nami.. - babcia podała mi tosty które od razu zjadłam, nawet nie wiedziałam, że byłam aż taka głodna, w sumie nie dziwne w takiej sytuacji jedzenie czegoś, stawiam na ostatnie miejsce. Tak więc po zjedzonym przez nas obiedzie wyjechaliśmy z domu .

Na pogrzebie mamy nie było sporo ludzi tylko ci najbliżsi którzy mnie najbardziej dołowali swoim płaczem, ja tam starałam się nie płakać, nie myśleć o tym co było trudne, pociekło mi pare łez ale nie zważałam na to . Po pogrzebie znów wsiadaliśmy do auta i jechaliśmy do domu. Pomyślałam sobie, że nie mogę się załamywać i muszę zacząć wszystko od nowa, choć wiem jakie to będzie trudne. Pomyślałam sobie jeszcze o nowej szkole, ciekawa jestem co mnie tam czeka, pewnie to samo co w starej, będe chodziła wciąż jak idiotka sama korytarzami patrząc na innych. Może.. może to właśnie czas wszystko zmienić?


Hejooo. 
Troche dramatycznie zaczęłam, ale mam nadzieję, że ten pierwszy rozdział was nie znudził :D 
Rozdziały będę dodawała mniej więcej we wtorek i piątek :)

Prolog

Odkąd pamiętam w moim życiu zaistniały dwie rzeczy samotność i strach.Pewnie nie wiele osób ma tak, że całe swoje życie to jedna wielka katastrofa, często zastanawiam się po co właściwie tu jestem potrzebna.W końcu jestem jak wszyscy nie wyróżniam się z tłumu, nawet tego nie chce. Ale dziwne jest to  poczucie, że tak na prawdę musisz liczyć tylko na siebie i nikomu nie jesteś potrzebna. Cóż, może trochę za ostro zaczęłam, może lepiej jak się przedstawię, bo to zazwyczaj się robi gdy opowiada się swoje życie. Więc nazywam się Cassie mieszkam z matką, jestem dość do niej przywiązana, w sumie tylko dzięki niej mogę powiedzieć, że to życie nie jest takie całkiem do bani. Więc mama nazywa się Diana, miała męża czyli mojego ojca, którego tak na prawdę nie miałam okazji poznać, zdarza się. Jakoś nigdy o nim nie rozmawiamy i unikamy tego tematu. Mama zawsze powtarzała, że mam urodę po babci i ojcu, racja nie byłam za bardzo podobna do mamy ale nie mogę sama tego potwierdzić bo obu ich nie poznałam, na szczęście mam jeszcze jedną babcie czyli mamę mojej mamy . Z nią również utrzymuje dobry kontakt i zawsze mogę na nią liczyć . Jestem nie za wysoką brunetką z długimi włosami,mama nigdy nie chciała abym je obcinała twierdziła, że to mój największy atut, miałam duże szare oczy, mama mówiła, że są one wyjątkowe. Nie mogę się uznać za piękność ale i nie powiem, że jestem szkaradna bo to również byłoby kłamstwo. Więc powiedzmy, że moim zdaniem jestem przeciętna. Może i paru chłopaków się za mną "oglądało" ale jak sie jest typem samotnika to rzadko kiedy chce się nawiązać kontakt z kimkolwiek.